Co roku...


... na przełomie stycznia i lutego mój kuzyn organizuje w swoim domu w górach pieczenie baranka, na które  mnie i mojego Męża zaprasza. Zawsze z wielką radością tam jedziemy.

Tak było w ostatni weekend.






Smaku soczystej, pachnącej czosnkiem i ziołami baraninki nie jestem w stanie Wam opisać, ale uwierzcie, była pyszna. 

W niedzielę pojechaliśmy do Gładyszowa na kulig. 
Taki z dużymi saniami ciągniętymi przez konie.
W nocy spadło duuużo śniegu, więc okoliczności przyrody były bajkowe, ale mój aparat nie chciał ze mną współpracować i nie udało mi się zrobić ani jednego ostrego zdjęcia, a szkoda. Chyba przydałby mi się jakiś kursik fotograficzny.

Wróciłam do domu, a tu ani śladu zimy. Szaro, mokro i nieprzyjemnie. Chce mi się już wiosny.





Ten wpis został opublikowany w środa, 11 lutego 2015. Możesz śledzić odpowiedzi w tym wątku za pomocą RSS 2.0. Możesz zostawić odpowiedź.

2 Odpowiedzi w “Co roku...”

  1. Czasami niepotrzebne zdjęcia, wspomnienia zostają .

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro tak wspaniałe zimowe atrakcje zaliczone, to teraz rzeczywiście tylko już na wiosnę czekać:)
    (Ja co prawda nie zaliczyłam żadnych zimowych atrakcji, ale i tak wiosny już mi się bardzo chce...)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę i pozostawione komentarze. Zapraszam ponownie